
numer 24., wrzesień 2017:
Nowe pokolenie polskich twórców komiksu
Drodzy Czytelnicy,
Mówienie o pokoleniowości może wydawać się niektórym podejrzane. Coś, co kilkadziesiąt lat temu ułatwiało naukowcom porządkowanie materiału badawczego i tworzenie syntez, dziś w dobie Internetu, błyskawicznego przepływu informacji, następujących po sobie mód, niewyobrażalnie większych niż jeszcze piętnaście, dwadzieścia lat wcześniej możliwościach publikowania, a tym samym zaistnienia twórcy w powszechnej (a przynajmniej środowiskowej) świadomości – raczej zdaje się przeszkadzać niż pomagać. Dlaczego? Ponieważ wszystko, co wymieniliśmy powyżej, sprawia, iż niegdyś oczywiste elementy każdej zmiany warty (data urodzenia, wspólna estetyka, przeżycie pokoleniowe, ideowa walka z poprzednikami) dziś przestają się liczyć. Wszystko się miesza i nakłada na siebie. Trwa przez chwilę i znika. Niezmienny pozostaje jedynie fakt, że wciąż pojawiają się nowi twórcy, których – w naszym przekonaniu – da się, a nawet trzeba (z uwzględnieniem każdej indywidualności) porównywać, zestawiać, grupować, dążąc do tego, co cieszy się coraz mniejszym zainteresowaniem środowisk naukowych – do syntez.
W tym numerze postanowiliśmy wstrzymać się z osądami i oddać głos twórcom. Zwróciliśmy się do artystów, których w naszym przekonaniu da się połączyć słowem „pokolenie”, choć każdy z nich reprezentuje inną jego część, korzystając w odmienny sposób z możliwości oferowanych przez obecny rynek. Są tu więc twórcy mainstreamowi bardziej (Podolec i Kucharska) i mniej (Skrobol) aktywni, jest artystka łącząca dwa bieguny rynku – oficjalny i niezależny (Krztoń), są w końcu twórczynie zadomowione w środowiskach niezależnym (Okrasa) i internetowym (Witerscheim). Całość domykają wywiad z Wojciechem Szotem (wydawcą odpowiedzialnym za serię „Nowy komiks polski”) oraz naszymi młodymi współpracownikami (rówieśnikami wypowiadających się w tym numerze artystów), którzy – mamy takie przeczucie – swoją obecnością i zaangażowaniem także zaświadczają o zachodzących zmianach, które jeszcze kilka lat temu były nie do pomyślenia. To, co zapewne uderzy czytelników, to raczej nietypowa dla polskiego komiksu dominacja pierwiastka kobiecego. W związku z tym, że zgadzamy się z tezą o jeszcze wciąż widocznym mizoginizmie polskiego środowiska komiksowego oraz dostrzegamy coraz większą aktywność kobiet, postanowiliśmy odwrócić pozornie oczywiste proporcje.
Ale żeby nie było, iż brakuje w tym numerze analiz, polecamy zróżnicowany i niezwiązany z tematem przewodnim numeru blok naukowych analiz, a także ilustracje i komiksy (a nawet opowiadanie!) twórców, którym nie patrzyliśmy w metryki (jakże cieszy nas – oczywiście między innymi – powrót na nasze łamy Krzysztofa Gawronkiewicza).
Zapraszamy do lektury,
Michał Błażejczyk i Michał Traczyk
Spis treści numeru
Projekt graficzny: Dennis Wojda
Okładka: Marcin Podolec
Nowe pokolenie polskich twórców komiksu


Marcin Podolec: Nie.
TP: Nawet klasyków? Joe Sacco, Guy Delisle…
MP: Guy Delisle’a znam. Sacco nie. Wiele lat temu czytałem Mausa Arta Spiegelmana. Kojarzę wydane w Polsce prace Igorta. To tyle.
TP: Nie interesuje cię to?
MP: W ogóle nie czytam dużo komiksów. A jeżeli już, to tytuły, które mnie inspirują graficznie. Swego czasu objawieniem byli dla mnie Bastien Vives, Manuele Fior i Gipi. Staram się zbierać wszystko, co wydali. Nawet w językach, których nie rozumiem. W wolnym czasie czytam książki i oglądam filmy. W lekturach komiksowych mam duże braki. Wstyd. […]


Anna Krztoń: W okolicach drugiej klasy gimnazjum zaczęłam się zastanawiać nad liceum plastycznym, ale ten pomysł wzbudził w rodzinie trochę kontrowersji. Wypracowano kompromis: pójdę do ogólniaka, ale jeśli dalej będę chciała rysować, to mogę iść na studia na Akademii Sztuk Pięknych. W gimnazjum chodziłam na kółko plastyczne, w liceum jeździłam na zajęcia z rysunku i malarstwa do Katowic. Ale w sumie na pierwsze „poważne” zajęcia z rysunku sztalugowego chodziłam chyba w wieku jedenastu czy dwunastu lat – były na ciemnym, zawalonym przyrządami malarskimi stryszku, byłam tam najmłodsza (pozostali uczestnicy przygotowywali się do egzaminów na ASP) i z tego wszystkiego najlepiej zapamiętałam niebieskie żarówki i opowieść profesora Lubosa (prowadzącego te zajęcia) o tym, jak w czasie wojny w ogóle nie mieli papieru i rysowali na kartkach tak długo, aż były zupełnie czarne. […]

Sebastian Skrobol: Trudno powiedzieć, bo te komiksy powstawały osiem lat. Istnieje ryzyko, że coś, co zrobiłem osiem lat temu… może mi się już nie podobać. Mam krytyczne podejście do tego, co robię. I zawsze szukam błędów i rzeczy, które mógłbym zrobić lepiej. Z drugiej strony, do większości projektów mam sentyment… Fajnie, że udało mi się to skończyć, wydać, zamknąć temat. Więc tak, chyba jestem zadowolony. […]


Nikola Kucharska: Zależy, co rozumieć pod pojęciem „na poważnie”. Chyba na każdym etapie mojego życia byłam przekonana, że rysowanie to bardzo poważna sprawa. Jeżeli pytasz o jakiś przełomowy moment w mojej rysunkowej karierze, to chyba było to wtedy, kiedy rysowałam komiks na konkurs Praga Gada. Jest w tym komiksie kadr, w którym dziadek karmi gołębie. Byłam z tego rysunku wyjątkowo dumna. Za każdym razem kiedy na niego patrzałam, to puchłam z dumy jak czerwony balonik i byłam stuprocentowo pewna, że zrobiłam świetny komiks. […]


Katarzyna Witerscheim: Pierwszy w swoim życiu komiks zrobiłam, mając lat jedenaście. Wtedy to wraz z przyjaciółką z podstawówki tworzyłyśmy swoje „magazyny” z krótkimi komiksami, których fabuła kręciła się wokół wykreowanych przez nas postaci. Coś na wzór wydawanego magazynu „Kaczor Donald”. Kartki składane w książeczkę, zszywane kolorową muliną, wszystko rysowane długopisem. Nawet dodawałyśmy do tego jakieś ręcznie robione, papierowe gadżety! Starałam się tworzyć takie „dzieło” raz na dwa tygodnie, a po „wydaniu” komiks wędrował po kolegach i koleżankach z podwórka, bloku, szkoły. […]

Barbara Okrasa: Jeśli chodzi o mnie, to ja pracuję w bardzo fajnej korporacji. Wiem, że każda korporacja żyje własnym życiem i na innych zasadach. Dlatego myślę, że trzeba zrobić dobry wywiad środowiskowy, zanim podejmie się pracę w wymarzonej korporacji. Zamiast słowa „fajne” można użyć słowa „ciekawe”, bo każda korporacja działa jak kult. […]


Wojciech Szot: To jest kiepski rynek, z beznadziejną stopą zwrotu i wielkim ryzykiem, dlatego, żeby w to wchodzić, trzeba mieć poczucie misji. Nigdy nie ukrywałem, że zarabiam na księgarni komiksowej Gildia.pl i celem wydawnictwa jest nieprzynoszenie strat. Zarobek jest mile widziany, ale nie jest jedynym celem. Celem często bywa moje hedonistyczne zadowolenie, że udało się znowu zrobić coś ciekawego, i radość twórców. Moim celem zawsze jest, by komiks był obecny w mainstreamowych mediach, w dyskursie popkulturowym. Też w tym inteligenckim, wciąż mającym problem z akceptacją tej formy. […]


Dominika Gracz: W tym stwierdzeniu zawiera się kilka tematów do dyskusji. Po pierwsze, kim są mityczni „młodzi”? Bo ja na przykład czuję się całkiem młodo, ale zapewne chodzi Ci o nastolatków. Niemniej należałoby zastanowić się nad jakąś granicą. Po drugie, wydaje mi się, że ludzie często zaczynają interesować się komiksami właśnie ze względu na filmy, seriale czy gry – rozrastające się uniwersum jest sprzedawane w kolejnych formach i ktoś, kto sięgnął po jedną jego wersję, może sięgnąć również po drugą. Po trzecie, jeśli mówiąc o komiksach, masz na myśli komiks europejski czy amerykański, to tak, zapewne większość czytelników to osoby dorosłe. Ale jeśli uwzględnimy mangę i komiks azjatycki w ogóle, to nagle okaże się, że wśród ich czytelników dominują właśnie nastolatkowie. […]


Początki czeskiego komiksu przygodowego Aż do roku 1934 komiks w Czechosłowacji traktowano jako „żartobliwe obrazki”. Jego tematyka była w większości humorystyczna lub satyryczna, a rysownicy operowali w mniejszym lub większym stopniu groteskową hiperbolą. Nikt nie pokusił się o stworzenie bardziej obszernego dzieła z wyraźną narracją, którego głównym celem byłoby zaoferowanie czytelnikom ekscytującej lektury. Wprawdzie w czasopismach oraz dziecięcych dodatkach do gazet okazjonalnie ukazywały się dłuższe serie, najczęściej przedstawiające wyprawy chłopięcych bohaterów do egzotycznych krain, jednak zawsze były to cykle luźno powiązanych ze sobą epizodów, w których najważniejszą rolę odgrywał humor. […]


Komiksowy dziennik Aleksandra Zografa Pozdrowienia z Serbii Tekst ukazał się pierwotnie w „Images” 2012, nr 19, vol. X, s. 57-65.
[…] W przypadku komiksów Zografa trudno mówić o związkach zachodzących pomiędzy ukazywanymi zdarzeniami, sytuacjami, i to zarówno w odniesieniu do kolejnych kadrów, jak i kolejnych plansz. Zmieniające się daty dzienne i roczne wskazują co prawda na upływ czasu, ale nie decydują o „związkach następstwa w czasie”. Elementem łączącym wszystkie zebrane w antologii Pozdrowienia z Serbii. Dziennik komiksowy z czasów konfliktu w Serbii komiksy oraz komiksy w obrębie poszczególnych cykli (Życie pod sankcjami, Pozdrowienia z Serbii i Dziennik Aleksandra Zografa) nie jest ciągłość akcji opartej na związkach czasowych i przyczynowo-skutkowych. […]




Czarny sześcian na pierwszy rzut oka wydaje się monolitem, z bliska widać wygrawerowane laserowo w matowym plastiku oznaczenia, klapkę skrywającą porty serwisowe i otwory wentylacyjne. Cichy szum wskazuje na to, że urządzenie jest włączone. Czerń sześcianu kontrastuje z fluorescencyjną bielą pomieszczenia i podestu, na którym jest umieszczony. Gruby kabel elektronicznej pępowiny, wpięty w plecy kostki, spływa swobodnie z podestu, kryjąc swój nadmiar w leżącej na podłodze pętli, a potem niknie w niestandardowym gnieździe umieszczonym w ścianie. […]



Mówi się, że Lukka niedawno wyprzedziła pod względem frekwencji Angoulême i jest największym festiwalem komiksowym w Europie. Napoli COMICON byłby w takim razie trzecim pod względem wielkości festiwalem na kontynencie. Dyrektorem COMICON-u jest Claudio Curcio, uważany przez wielu za najważniejszego w tym momencie menadżera komiksu w Europie. […]






Relacja prawdy i fikcji w komiksie Tomasza Pstrągowskiego i Macieja Pałki jest mniej więcej taka, jak wniosek płynący z zestawienia komunikatów zawartych na pierwszej i ostatniej stronie okładki (w tytule mowa o zgubieniu 30 kg wagi, zaś w biogramie skrupulatnie wyliczona zrzutka wynosi 34,5 kg), i zamyka się w słowie: zaokrąglenie. Autobiografizm jest nie tylko postawą, ale i strategią artystyczną, toteż lubi zdania obłe i figle-migle z czytelnikiem.

